Lubomir — Beskid Makowski


Korona Gór Polski / środa, 17 lipca, 2019

Lubomir to fajny szczyt. Wejście na niego to przyjemny spacer, ponieważ szlak jest łagodny i w zasadzie pozbawiony stromizn. Wycieczkę można zacząć i skończyć w schronisku na Kudłaczach, które posiada pełne zaplecze turystyczne. Dodatkowo na samym szczycie góry znajduje się obserwatorium astronomiczne, w którym również warto sobie zrobić przerwę. Wszystko to sprawia, że Lubomir to idealna góra dla początkujących miłośników gór.

Mimo iż to Łysica dzierży miano najniższego szczytu w Koronie Gór Polskich, Lubomir jest chyba jeszcze łatwiejszym szczytem do zdobycia. W szczególności dla mieszkańców Krakowa i okolic, ponieważ początek szlaku znajduje się zaledwie godzinę drogi od miasta. Właściwie najtrudniejszym elementem całej wyprawy jest… dojechanie na parking. Nie ma możliwości zaparkowania pod samym schroniskiem, ale kilkaset metrów wcześniej znajduje się kilka prywatnych parkingów, na których za niewielką opłatą można zostawić samochód. Prowadzi tu asfaltowa droga, ale jest dość stromo, wąsko i trzeba przygotować się na kilka ostrych zakrętów. Z tego względu dobrze też przyjechać tu jak najwcześniej, żeby uniknąć tłoku na drodze — na niektórych odcinkach mijanie się dwóch samochodów jest dość trudne.

Parking teoretycznie znajduje się na terenie Pcimia, ale od centrum wsi to dość daleko, dlatego poniżej wrzucam odnośnik do miejsca na mapie, które należy wybrać jako punkt końcowy:

Do wyboru jest kilka parkingów. Kiedy tylko zaparkujemy samochód, zaraz pojawi się właściciel i poprosi nas o uiszczenie opłaty. Ceny są symboliczne — my zapłaciliśmy 5 zł.

Jest jeszcze wcześnie, więc postanawiamy zjeść śniadanie. Można oczywiście zrobić to w schronisku, ale akurat chciało nam się przygotować własne bułki i świeże warzywa do pochrupania. Rozsiadamy się na widokowej polanie, która przynależy do jednego z parkingów. Ponieważ jest to inny parking niż ten, na którym zostawiliśmy samochód, mamy przeczucie, że zaraz ktoś nas stąd przegoni. Przeczucie okazuje się słuszne — chwilę później pojawia się niezbyt zadowolony właściciel. Pozwala nam jednak dokończyć śniadanie.

Jeśli chcemy spokojnie zjeść śniadanie z takim widokiem, należy zaparkować właśnie tutaj.

Parę minut drogi i znajdujemy się już przy schronisku na Kudłaczach (730 m n.p.m.). Można oczywiście dostać się tutaj w inny sposób — my kiedyś szliśmy tu z miejscowości Poręba, jednak szlak ten przez pierwszą połowę prowadzi niezbyt ciekawą, stromą drogą asfaltową. Jeśli chcemy jak najszybciej dostać się na Lubomir, zaparkowanie blisko Kudłaczy jest najlepszą opcją.

Klimatyczny budynek schroniska. Są tu ławeczki, plac zabaw, zagrody ze zwierzakami, a nawet ule, dzięki którym można na miejscu kupić miód.

Szlak na Lubomir zaczyna się tuż za schroniskiem. Początkowo jest oznaczony trzema kolorami, potem rozdziela się na trzy ścieżki. Nas interesuje czerwona, która ma w półtorej godziny doprowadzić nas na szczyt.

Droga biegnie cały czas leśną, wygodną, dobrze oznakowaną ścieżką. Nie ma tu żadnych trudności technicznych, podejścia są bardzo łagodne. Drzewa zapewniają cień, ptaki pięknie śpiewają, las urzekająco pachnie… czegóż chcieć więcej? Bardziej marudni pewnie zażyczą sobie widoków. Spokojnie, będą i widoki 😉

To chyba największa stromizna, jaką ma do zaoferowania Lubomir. Fani mocnych wrażeń, żądni litrów potu, będą raczej zawiedzeni.

Po niecałej godzinie docieramy na Łysinę (891 m n.p.m.). Dawniej to właśnie taką nazwę nosił szczyt, na który zmierzamy. Wszystko zmieniło się za sprawą księcia Kazimierza Lubomirskiego, który w 1932 r. przekazał 10 hektarów lasu na rzecz budowy obserwatorium. Dzięki tej inicjatywie szczyt zyskał nową, nieco bardziej reprezentacyjną nazwę, a biedna Łysina została „przeniesiona” niżej. Stanowi jednak ważny punkt na tej trasie, w którym zbiega się kilka szlaków. Dla nas to natomiast sygnał, że jesteśmy już blisko celu i za pół godziny powinniśmy znaleźć się na Lubomirze.

Zdegradowana Łysina. Wypijmy za jej zdrowie!

Albo i nie 😉 Zbliżając się do szczytu, powinniśmy zauważyć na jednym z drzew czerwony trójkącik. Oznacza on punkt widokowy, przy którym warto zrobić sobie postój. My decydujemy się zatrzymać się tutaj na dłużej, w szczególności że do pełnej godziny jest jeszcze sporo czasu, a chcielibyśmy odwiedzić obserwatorium.

Któż oparłby się, widząc tak zapraszające miejsce?
Jest i widok!

Na tej pięknej polance można by spędzić nawet i pół dnia, ale przyjechaliśmy tu w końcu zdobywać góry, a nie leniuchować. Po serii głupkowatych zdjęć, do których skłonił nas fakt, że poza nami nikogo tu akurat nie było, zbieramy się do dalszej drogi. Stąd to już naprawdę momencik.

Szczyt Lubomira widać już z daleka za sprawą charakterystycznego, kamiennego budynku obserwatorium. Jak pisałam wcześniej, wejście do środka jest możliwe o pełnych godzinach — tylko w weekendy, od 11 do 17. Jest za piętnaście dwunasta, więc mamy jeszcze chwilę. Można obejść budynek dookoła, odpocząć na jednej z ławeczek, nie można także zapomnieć o obowiązkowym zdjęciu do książeczki KGP.

Lubomir — według klasyfikacji KGP najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego. Z kolei profesor Jerzy Kondracki, wybitny geograf, zaliczył go do Beskidu Wyspowego. Gdyby zastosować jego klasyfikację, Lubomir nie znalazłby się na liście szczytów do zdobycia, ponieważ najwyższa góra w Beskidzie Wyspowym to Mogielica.
Okazały budynek obserwatorium.

Wykorzystuję tę chwilę, aby wymienić kamyczek zabrany z Łysicy na jeden z tutejszych — ot, takie moje prywatne wyzwanie. Kamyczki będą podróżować przez wszystkie kolejne szczyty, aż do ostatniego na liście.

Kamyczek z Gór Świętokrzyskich na Lubomirze.

Punkt dwunasta z budynku wychodzi miły starszy pan i zaprasza nas do środka. Wstęp kosztuje 5 zł i w ramach naszej około półgodzinnej wizyty będziemy mogli obejrzeć film prezentujący historię tego miejsca, posłuchać kilku historii, a także spojrzeć przez lunetę i zobaczyć Słońce (czy raczej czerwoną kuleczkę — wierzę na słowo, że to rzeczywiście było Słońce). Można tu także przybić pieczątkę do książeczki.

Schody i podstawa pod teleskop — tylko tyle zostało ze starego budynku obserwatorium, zniszczonego podczas II wojny światowej.
Teleskop w głównym holu obserwatorium.

Pora wracać na dół. Schodzimy ponownie czerwonym szlakiem. W połowie drogi można zmienić ścieżkę na czarną, ale my decydujemy się jednak wracać tą samą trasą. Zapasy dawno zniknęły i coraz głośniej burczy nam w brzuchach — bez dłuższego postoju na Kudłaczach się nie obejdzie.

Droga na dół zajmuje nam krócej, bo około godziny. W schronisku jest już trochę ludzi, trzeba poczekać na jedzenie. Zamawiamy placki ziemniaczane i racuchy, które, szczerze mówiąc, nie powalają smakiem i pływają w tłuszczu, ale cóż — najważniejsze, że w ogóle są. Jeśli chcemy skorzystać z toalety, musimy pamiętać, żeby mieć ze sobą dwa złote — przed opłatą nie ratuje nawet zakupienie posiłku w schronisku. Na szczęście przybicie pieczątki do książeczki jest darmowe 😉

Jedzenie jest średnie, a może to po prostu my za mało się zmęczyliśmy?
Na szczęście schronisko na Kudłaczach nie zawodzi, jeśli chodzi o koty 😉
Jeden z dwóch urwisów, który najpierw ślicznie pozował do zdjęć, a potem pobił się z bratem podczas polowania na mysz.

Cóż mogę dodać? Szlak na Lubomir to bardzo fajna, mało forsowna wycieczka, na którą warto się wybrać, nawet jeśli nie planuje się zdobywania Korony Gór Polski. Jest tu pięknie i spokojnie, a dodatkowo dzięki możliwości zwiedzenia obserwatorium wyprawa zyskuje aspekt edukacyjny. A czy Lubomir jest najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego czy tylko jedną z gór w Beskidzie Wyspowym? Ten spór pozostawmy geografom — niezależnie od klasyfikacji widoki pozostają niezmiennie piękne, trasa przyjemna, a koty miękkie i puchate 😉

Tylko bałwan nie cieszyłby się z tak udanego dnia!

Podsumowanie

Lubomir — 904 m n.p.m (wg KGP — 912 m n.p.m)
Poziom trudności: 1/5
Suma podejść: 198 m
Suma zejść: 21 m
Szlak: czerwony
Czas przejścia: 1,5 h
Parking: jeden z prywatnych parkingów tuż pod schroniskiem na Kudłaczach
Pieczątki: schronisko PTTK na Kudłaczach; obserwatorium na Lubomirze
Opłaty: brak opłat za wstęp na szlak; opcjonalnie bilet wstępu do obserwatorium — 5 zł

2 Replies to “Lubomir — Beskid Makowski”

  1. Miło się czyta, ale z tym podjazdem samochodem troszkę słabo to rozwiązaliście. Rozumiem że jakby droga asfaltowa prowadziła na szczyt to pewnie byście tam wjechali? Można iść z Pcimia, Myślenic itp. Spokojnie można tam zostawić samochód bez ponoszenia kosztów i zrobić normalny spacer a nie takie byle co.

    1. Pewnie, że można – są różne drogi. Tak samo jak różna jest kondycja wchodzących. Dla osób mniej wydolnych, starszych albo z małymi dziećmi to jest najprostszy sposób dotarcia na Lubomir. Dla jednych ważniejsze będą szybkie dotarcie do celu i wygoda, dla innych – zaoszczędzenie pięciu złotych. Wszystko zależy od punktu widzenia 😉

Comments are closed.